Boże Narodzenie – uroczystość na cześć worka z prezentami?

Boże Narodzenie za pasem. Dla wielu z nas połowa grudnia to ubieranie choinki i przystrajanie domów, gonitwa za prezentami i przygotowanie świątecznych wiktuałów. Jedni wcześniej, inni nieco później, ale większość z nas ostatecznie wpadnie w zawirowania okołoświątecznej gorączki.

Dla mnóstwa z nas, to czas wzmożonego nabywania. Bożonarodzeniowe być albo nie być, paradoksalnie zależy od tego ile zdążymy nagromadzić. Tymczasem Święta są jak Shrek, mają kilka warstw i wymiarów. Warto rozważyć w sercu, po co to wszystko robimy.

Santa Claus is coming to town”.

Już od kilku lat, zaraz po zdjęciu z półek zniczy po Święcie Zmarłych, w polskich sklepach pojawiają się bożonarodzeniowe dekoracje. Z początku nieśmiało mrugają do nas choinkowe lampki i blade krasnale ustawione wśród pozornie nieświątecznych dekoracji. Tuż przed mikołajkami wzbiera pierwsza fala zakupowego szaleństwa, która z czasem już tylko przybiera na sile.

Wszystko za sprawą spopularyzowanego w Polsce, bardzo, bardzo dalekiego kuzyna Świętego Mikołaja, czyli słynnego Santa. Podobizny tego jegomościa atakują ze świątecznych reklam i piosenek, które rozbrzmiewają w niemal każdej radiostacji. Mikołaj to główny wątek filmów, od których w grudniu aż kipią platformy streamingowe, a tuż przed Świętami, cała telewizja. Od kilku lat, to taki, równoległy do polskich tradycji, motyw przewodni świąt Bożego Narodzenia. Taki wstępniak do właściwego świętowania. Sama piekę pierniczki przy dźwiękach Jingle Bells Rock.

Boże Narodzenie na motywach „Kevin sam w domu”.

Należąc do pokolenia, tzw. jogurtowych dzieci*, wyrosłam na przełomie dwóch epok, tej sprzed Kevina i tej z nim. Oznacza to, że doskonale pamiętam jeszcze jak wglądało świętowanie z rodziną mojego Taty. Uwielbiałam ten spęd blisko trzydziestu wujków, cioć i kuzynów na stu metrach kwadratowych mojego rodzinnego domu. Moja mama, gotująca dla całego tego towarzystwa, zapewne już mniej.

Kiedy w naszym życiu pojawiły się pierwsze filmy świąteczne zza stołu i od rozśpiewanych kolędami stryjków, zaczęliśmy przenosić się gromadnie przed telewizor, żeby obejrzeć ten czy tamten film. Podświadomie zaczęliśmy też dekorować domy na styl podpatrzony w telewizji. Jemiołę, zamiast nad stołem dla zapewnienia zdrowia, szczęścia i płodności domownikom, zaczęliśmy wieszać w progu tak, żeby można się było pod nią całować. W moich rodzinnych stronach, mężczyźni na styl amerykański prześcigają się w dekorowaniu domów światełkami. I choć do amerykańskiego rozmachu sporo im brakuje, co roku uparcie dokładają kolejne łańcuchy na drzewka przed domem.

*W czasach mojego dzieciństwa w sklepach pojawiły się pierwsze jogurty.

O! “Święta Komercjo”, patronko grubych portfeli!

Prezenty na Boże Narodzenie. Bez tego ani rusz. W moim domu rodzinnym prezenty raczej nie stanowiły głównej atrakcji Świąt. Być może dlatego, że środki nie pozwalały na spełnienie prawdziwych „marzeń”, a być może dlatego, że Boże Narodzenie, a szczególnie Wigilia, kojarzyły nam się przede wszystkim ze spotkaniem. Z czasem prezenty stały się lepsze, ale wciąż nie stanowią głównej osi przedświątecznych przygotowań. Na szczęście.

Standardy są zgoła inne. Często właśnie Ci, zakorzenieni w epoce niedostatku, bardzo łatwo wpadają w zasadzki nowych świętości, jakim są przedmioty. Prezenty, dodatki, dekoracji, odzieżowe kreacje, to wszystko przyćmiewa główny powód z jakiego świętujemy. Rok temu, jedni dziadkowie tak bardzo ekscytowali się przebranym mikołajem w domu, że o włos zapomnieli by o opłatku.

Tradycje, czyli niech się dzieje Magia Świąt!

W świecie, w którym w Boże Narodzenie, bez przeszkód prowadzisz wideo rozmowę z ciocią w Australii, nikogo nie dziwi przenikanie się tradycji. Tym bardziej, że chętnie pożyczamy od siebie ciekawe zwyczaje i tłumaczymy pięknie brzmiące kolędy. Otaczamy się obrzędami, które prowadzą nas w stronę tzw. magii Świąt.

Jako dziecko uwielbiałam wszystkie polskie zwyczaje. Wyczekiwanie odwiedzin pierwszego mężczyzny w wigilijny poranek i Tatę, który odwdzięczał się tym samym odwiedzając kilku najbliższych sąsiadów. Wyprawę do szkółki po choinkę, karpia okupującego łazienkę, siano pod stołem, czekanie na pierwszą gwiazdkę, opłatek, barszcz, śpiewanie kolęd z dziadkiem, który znał więcej zwrotek niż w kantyczce, dwanaście potraw i nawet obrzydliwy kompot z suszu.

Lubiłam wyobrażać sobie, że przed pasterką zwierzęta naprawdę powiedziały coś do Taty, gdy szedł podzielić się z nimi specjalnym opłatkiem. Do tej pory uwielbiam tę nocną mszę, którą w dzieciństwie zwykłam przesypiać wtulona w płaszcz siedzącej obok cioci. To właśnie była ta magia.

Dziś widzę, że utrwalenie tamtych tradycji i utrzymanie niepowtarzalności naszej polskiej tradycji wymaga sporego wysiłku, czasem kompromisu, ale niewątpliwie warte jest tych wszystkich dziecięcych wspomnień.

Boże Narodzenie – przyjęcie urodzinowe Dzieciątka.

Jako osoba wierząca, ten punkt powinnam być może umieścić na początku tego wpisu, jednak w okołoświątecznym zamieszaniu, mnie także łatwo zapomnieć o najważniejszym przesłaniu świąt Bożego Narodzenia. Troska o przyziemne zaplecze dla wydarzenia jakim jest świętowanie narodzin Chrystusa, nieraz przyćmiewa właściwe przygotowanie duchowe.

Moim dziewczynkom Święta również kojarzą się z choinką u babci i prezentami. Kiedy ja miałam 5 lat, też myślałam o cukierkach na choince i kuzynach z Krakowa. Nie rozważałam tajemnicy boskiego narodzenia i nadziei na życie wieczne, która pojawiła się wraz z Jezusem.

W związku z tym, z dziećmi rozmawiam nie tyle o kwestiach wiary, ale raczej o powodach, dla których świętujemy. Opowiadam im, po co odbywa się ta cała świąteczna krzątanina. Boże Narodzenie, czyli urodziny Boga, urodziny Jezusa, to okazja do wielkiego przyjęcia. Z tego właśnie powodu świątecznie się ubieramy i szykujemy wyjątkowe potrawy, a prezenty wręczamy sobie, bo nie możemy ich dać Panu Jezusowi.

Rodzina i wypoczynek.

Na koniec coś, o czym całkowicie zapominamy, choć właśnie o tym powinniśmy szczególnie pamiętać w te wyjątkowe Święta. Boże Narodzenie to czas spotkań z ludźmi, których zdarza nam się widywać raz do roku lub rzadziej. Pachnidło czy smarowidło w kolorowym papierze, to miły gest, ale nie wart pieniędzy i energii, jeśli z obdarowanym nie zamienisz więcej niż dwóch słów.

No i domownicy. Pucujemy, sprzątamy, gotujemy…, żeby? No właśnie. Babcie chcą dogodzić wnukom, synowe teściowym, siostrzenice surowym ciotkom. Często do ostatniego momentu, ktoś nadrabia coś z czołem oszronionym od nerwowego potu.

„A bo to jeszcze dywany nie wytrzepane, a to jeszcze tamto trzeba dokupić!”

Życzyłabym sobie i Wam, żebyśmy na wzór pewnej włoskiej rodziny, o której opowiadała mi znajoma, w Święta wspólnie zagniatali tradycyjne ciasto. Żebyśmy razem z bliskimi panierowali karpia, zamiatali podłogi. Chciałabym, żeby świętujący przymykali oko na drobny kurz, a zamiast tego, wspólnie pili grzane wino i opowiadali sobie, co słychać.

***

Święta Bożego Narodzenia dla każdego są inne. Różnią się od siebie, tak jak ludzie, z którymi przychodzi nam świętować. Dla jednych jest to okazja do spędzenia wspólnego czasu, dla innych tradycja. Dla chrześcijan to przede wszystkim kwestia wiary. Cokolwiek jest dla Ciebie ważne w tym czasie, życzę Ci w te Święta, żeby zamiast poświęcać całą uwagę wnętrzom swojego domu i paczkom z prezentami, więcej uwagi udało się poświęcić własnemu wnętrzu i relacjom z innymi.

Niech te Święta BĘDĄ prawdziwie wesoła, zamiast jedynie na takie wyglądać!

Wszystkiego Najlepszego!

podpis A minimalizm
minimalna zmiana powiadomienia

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *