Przyglądam się często rodzicom maluchów, szczególnie tym, którzy mają jedno dziecko. Wielu z nich traktuje spędzanie czasu z latoroślą niczym misję, której celem jest nieustanne zabawianie młodego człowieka i organizowanie jego czasu. Ja do nich nie należę. Ba! Ja wręcz niezwykle cenię sobie, kiedy dziewczyny bawią się same. Z przekonaniem unikam interwencji, jeśli istnieje choćby cień szansy na to, że chwilowy impas zmieni się w nowy pomysł. Żeby tak było, często też z absolutną premedytacją wystawiam moje dziewczynki na pastwę… nudy!
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że należę jednak do mniejszości. U innych, nuda wywołuje spory dyskomfort. Jakby nuda była czymś krzywdzącym – a przecież nikt nie chce skrzywdzić swojego dziecka! Tymczasem, nie dość, że nie jest szkodliwa, bywa dobroczynna. Dlaczego?
Pozwól Mu się nudzić!
Ilekroć moje córki mają okazję spędzać w domu więcej czasu, w wakacje lub z okazji nieplanowanych komplikacji natury zdrowotno-emocjonalnej, utwierdzam się w przekonaniu, że nic nie służy im wtedy bardziej niż odrobina nudy. Mogę im coś proponować, mogę bawić się z nimi, ale nic nie wciągnie ich tak bardzo jak zabawa zrodzona z:
„Maaamoo, nudzi mi się!”.
Zwykle wygląda to tak. Po kilku minutach odgrywania kanapowego lemura, moja Starsza Córka zrywa się nagle, żeby przetrząsnąć w zapale zabawki w swoim pokoju. Potem woła siostrę i zaczynają naradę. Po szybkiej wymianie zdań, zaczyna się zabawa we fryzjera, przedszkole, zakupy, lekarza, kotki, pieski, króliczki i mnóstwo innych. Uwielbiam je wtedy podglądać. Czasem potrzebują ode mnie rekwizytów, bo kotkom potrzebna jest akurat ta konkretna miseczka do płatków z górnej szafki w kuchni. Potem mogę dla nich nie istnieć, a magia dzieje się sama.
Naturalna ciekawość
Zauważyłam, że nuda nigdy nie trwa tak długo jak mogłoby się nam, dorosłym wydawać. Człowiek, a szczególnie dziecko, ma w sobie potrzebę odkrywania, ruchu i eksperymentowania. Mali ludzie mają w sobie naturalną predyspozycję do zabawy. Wyposażeni w fantastyczną wyobraźnię poznają świat wieloma zmysłami, na poziomach, o których istnieniu my, dorośli już dawno zapomnieliśmy. Nie dość, że nie jesteśmy im tam potrzebni, możemy wręcz wyrządzić sporo szkody. Możemy przesłonić ten świat zbyt wieloma zabawkami lub naszym własnym, umówmy się, dość ograniczonym spojrzeniem na zabawę.
Samodzielność
Jeszcze nie spotkałam rodzica, który powiedziałby, że nie zależy mu na zaradności i samodzielności jego dziecka. Wszyscy chcemy, żeby dzieci radziły sobie zarówno teraz, jak i później. Chcemy wychować przyszłych dorosłych, którzy będą potrafili doświadczać życia, mieć przyjaciół, rozwiązywać problemy. Żeby miały na to szanse, fajnie byłoby pozostawić je czasem same sobie. Niech dowiedzą się czegoś o sobie, zamiast biernie przyjmować podsuwane przez dorosłych zabawy i wzorce.
Nie jesteś do obsługi!
Wśród znajomych matek, większość to kobiety w okolicach trzydziestki, które świadomie zdecydowały się na macierzyństwo. Wiele z nich upatruje w roli mamy swojej najważniejszej roli życiowej. Ja również. Zastanawia mnie jednak czy krzątając się nieustannie przy dziecku, organizując zabawę, będąc wręcz jej filarem, w efekcie nie rozmieniamy tej roli na drobne. Czy nie wyrządzamy krzywdy osobie, którą my same nadal jesteśmy, a która potrzebuje przecież własnej przestrzeni?
Bycie rodzicem, podobnie jak życie samo w sobie jest już dość wciągające. Już i tak wiele się w nim dzieje. Ja moje upraszczam jak się da, żeby mieć przestrzeń na wszystko to, co nieprzewidziane, a prawdziwie ważne. Ilekroć widzę szansę na samodzielną zabawę u dziewczynek lub realnie nie mogę poświęcić im czasu, bo zajmują mnie sprawy dorosłych, bez wyrzutów sumienia pozwalam im na nudę, frustrację, a nawet złość na mnie. Ostatecznie zawsze coś wymyślą. Owszem, czasem coś głupiego, czasem na granicy brawury, ale w końcu jestem wtedy po to, żeby zadbać o najważniejsze – o ich bezpieczeństwo.
Myśląc o obsłudze moich dzieci, mam na myśli również przestrzeni. Mając mniej rzeczy, mniej boję się, że dzieci coś ubrudzą lub zniszczą. Bo wiesz, ja nie widzę się w sytuacji nieustannego zezowania w stronę dziecka kręcącego się z nożyczkami przy misternej roboty koronkowym obrusie babci. Gibkość kanapowego lwa morskiego nie ułatwia mi też raczej, łapania w locie antyków po stryjku. Wolę w zamian korzystać z tej dobroczynnej chwili spokoju, żeby skupić się na tym wszystkim innym, co dorośli mają w zwyczaju robić w ciągu dnia.
Daj im przestrzeń!
Na blogu pisałam już o tym, że wraz z ograniczeniem ilości zabawek, moje córki zaczęły się lepiej bawić. Choć może Ci się to wydać podejrzane, nadal utrzymuję, że tak jest. Im mniej rzeczy, tym więcej opcji do zabawy. Nadmiar utrudniał im skupienie, rozpraszał. Od bałaganu w swoim pokoju uciekały do posprzątanego salonu. Mając mniej, dziewczynki potrzebują więcej czasu, żeby wymyślić coś z niczego, ale też ich zabawy są dużo bardziej angażujące. Potrafią zająć je na kilka kwadransów. Pudełka, koce, stara spacerówka, lalka i miś to doskonałe akcesoria do godzinnej zabawy w domek. O fenomenie prostych zabawek i ich przewadze nad tymi interaktywnymi też już kiedyś pisałam.
Samodzielne myślenie
Pewnie też pragniesz, żeby Twoje dziecko potrafiło samodzielnie myśleć. Chcesz, żeby miało własne zdanie i potrafiło odważnie, bez Twojej pomocy, ruszyć kiedyś w dorosłość. Dlaczego nie zacząć uczyć go już teraz? Pozwólmy dzieciom radzić sobie z dyskomfortem nudy. Wierzę, że jako przyszły dorosły będzie potrafiło odnaleźć w życiu to, co je cieszy i w czym jest dobre.
Ten przyszły dorosły, to także przyszły rodzic, który ma szanse naśladować Twój styl wychowawczy wobec jego własnych dzieci. Życzyłabym sobie, żeby moje córki również wychowywały samodzielne i samodzielnie myślące dzieci. I żeby nie zadręczały się, że porzuciły je, ponieważ nie mogą ich nieustannie zabawiać i stymulować intelektualnie. Zupełnie jakby mali ludzie nie dysponowali własnym umysłem. O tego, to nie dam sobie wmówić!
Nuda w samochodzie? Auto bez zabawek!
Ilekroć moje dzieci dopada nuda, za każdym razem lepiej sobie z nią radzą. Bo wiecie, wbrew temu, co mogłoby się nam rodzicom wydawać, nuda nie wprowadza dziecka w stan jakiejś katatonii, z którego wyrwać je mógłby tylko rewelacyjny pomysł rodzica. Przeciwnie. Malutka głowa aż kipi od myśli i pomysłów, które po chwili znajdują ujście w zabawie.
Ucząc dziecko wymyślać sobie zajęcia, nie musisz taszczyć ze sobą wszędzie gier i zabawek. Nie musisz wozić ze sobą akcesoriów na piaskownice, na spacer po lesie i nad wodę. Patyczki, kamyczki, rodzeństwo albo rówieśnicy załatwią sprawę. Dla Ciebie to mniej użerania się zarówno z rzeczami, jak i z dziećmi.
Na koniec powiem, że w naszym aucie na próżno spodziewać się bagażnika i podłokietników wypełnionych zabawkami. Czy dzieci się nudzą? Kiedy mija trzecia godzina trasy, owszem zaczynają marudzić. Jednak z biegiem lat zauważam, że marudzą coraz mniej. Coraz więcej śpiewają, częstują się przekąskami albo wzajemnie rozśmieszają robiąc miny. Moja Starsza wyznała mi ostatnio, że kiedy Młoda śpi, ona wtedy “rozmyśla”. I choć wiem, że mój mąż po cichu czasem marzy o ciszy w aucie, to o tabletach w zagłówkach niech zapomni.
Nuda i rodzicielskie wyrzuty sumienia
Jeśli Twoje dziecko właśnie się nudzi, pamiętaj nie robisz mu krzywdy! Przeciwnie. Pozwalasz mu odkryć, czego potrzebuje. Jesteś rodzicem, który wychowuje. Nie jesteś zabawkę lub głupawym klownem, który nieustająco dostarcza rozrywki. Na pewno spędzasz z dzieckiem wiele czasu. Spodziewam się, że organizujesz też wspólne wyjścia. Pewnie też słuchasz dziecka i rozmawiacie o jego ważnych sprawach. I wiesz co? To bardzo dużo. Nie musisz organizować każdej najdrobniejszej chwili Jego życia.
Każdy z nas potrzebuje nudy, dziecko czy dorosły potrzebuje pustej głowy, żeby poukładać wędrujące po niej myśli. Potrzebujemy uspokoić zmysły i oddech. Dzięki pauzie jaką mi samej funduje odrobina nudy, często łapię drugi oddech i pomysły. Mam okazję dostrzec, co czuję i czego potrzebuję. Ty pewnie też. Dajmy też dziecku okazję do poznania własnych potrzeb i wczucia się w siebie.
Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłam?
Przeczytałam i zgadzam sie z Tobą ? u nas czasem bywa tak, że dzieci, mnie( lub kogoś innego dorosłego) wręcz wyganiają z pokoju, bo wpadają w wir wymyślania i tworzenia jakiegoś świata,przygody. Teraz malutka do nich dołącza coraz to częściej i widzę ,że i ona zaczyna się odnajdywać w zabawie, bez mamy czy taty. Bardzo dobrze mi z tym ?
Ps. Rozpędziłam się i najpierw komentarz zostawiłam na fb ??
Cieszę się, że się ze mną zgadzasz. Dziękuję 🙂 za oba komentarze 😀