O tym, dlaczego zamiast gadającego misia, dzieci wolą karton i kable.
Pod jakimś zdjęciem na insta, przeczytałam kiedyś wpis taty, który zastanawiał się, dlaczego jego maluszek, zamiast nową serią zabawek edukacyjnych bawi się starymi kablami. (Autor wprawdzie milczy na ten temat, ale zakładam, że kable nie były pod napięciem
Zabawka edukacyjna – co to w ogóle znaczy?
Sama często łapię się na tym, że mam ochotę kupić moim dzieciom tzw. „zabawkę edukacyjną”. Przecież z założenia to samo dobro – tak mówią „eksperci z ekranów”. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że zabawki edukacyjne, wbrew nazwie, coraz bardziej oddalają dzieci od chęci zdobywania wiedzy… Wiadomo przecież, że najlepszym sposobem na naukę jest eksperyment. Rodzice zabijają się o więcej zajęć praktycznych w szkołach! Tymczasem śpiewające i mieniące się pluszaki z tworzywa, są do granic powtarzalne. Przez co ostatecznie tracą na atrakcyjności, również w oczach dziecka.
Obserwowałam moje dziewczyny i ich rówieśników w kontakcie z taką zabawką. Na pierwszy rzut oka, owszem może pociągać, dziecko i dorosłego. Chce się ją szybko wziąć do ręki. Jednak po 10-ciu, może 15-tu minutach, zabawka już tylko migocze, porzucona gdzieś pod kanapą, powtarzając w konwulsjach rozpaczliwe: „Przytul mnie! Bardzo Cię kocham!”. W tym czasie, dzieci bawią się klockami i autkiem. Trochę jak z akrylowym swetrem, który mechaci się po pierwszym praniu – śliczny w sklepie, niby wciąż nowy, ale już nie do użycia.
Zabawki dedykowane.
Zabawki dedykowane do kąpieli, do piaskownicy, do zabawy na śniegu – zewsząd napiera informacja, że zabawę mojego dziecka należy „ukierunkować” i to niebyle jakimi przedmiotami. Tymczasem, poza kilkoma wyjątkami (sanki w wannie i kranik lejący wodę zatkany piachem), wielokrotnie przekonałam się, że zabawka w oczach moich córek nie ma określonej, dedykowanej funkcji. Właśnie możliwość testowania jej w różnych okolicznościach, uruchamia w nich to co najlepsze – kreatywność.
Stary karton zamiast gadającego misia.
Mam taką teorię (nie powiem, że moja, bo na pewno ktoś wpadł na to przede mną
Zabawa przedmiotami codziennego użytku, pozwala uczyć się maluchom dorosłego świata. Kiedy myślę o podstawowych zabawkach, dostrzegam w nich najważniejsze obszary z naszego dorosłego życia. No zobaczcie, czy nie?
Używanie przedmiotów ze świata dorosłych, pozwala na coś jeszcze głębszego. Pozwala wejść do świata dorosłych i BYĆ TAM Z NIMI. A wiadomo, że nic tak nie cieszy, jak być z mamą i tatą. Zwłaszcza w dzisiejszym świecie, kiedy na nic nie ma czasu.
Czy to znaczy, że mamy nie kupować zabawek?
Mnie też zastanawia czy to nie przesada, kiedy we wpisach amerykańskich minimalistek widzę dziecięce pokoje z 3 zabawkami w środku? Czy to oznacza, że moje dzieci również tak powinny? Nie! Minimalistyczne podejście do zabawek oznacza, tylko (i aż) tyle, że nie powinny ich mieć ZA DUŻO. Przez wzgląd na nie same (rozwój kreatywności i unikanie przebodźcowania) i ich, ogarniające to wszystko, mamy.
Niech wyobraźnia będzie z Wami!