Dziś temat, który dla wielu rodziców może być trudny. Dzieci w sklepie. Na długo przed tym, zanim sama zostałam mamą, zdarzało mi się widywać dzieci urządzające sceny na zakupach. Przyznaję, że wtedy z niedowierzaniem patrzyłam na mamy, która odwracały wzrok od dzieci wijących się na sklepowych płytkach. Wydawały mi się bierne. Dzisiaj wiem, że One tam w środku walczyły ze sobą, powściągając najbardziej pierwotne instynkty
Kiedy na świat przyszła moja Starsza Córa, wciąż miałam w głowie tamte sceny i bałam się ich. To właśnie ta obawa kazała mi poświęcić tematowi szczególną uwagę. Wiem, że kiedyś, w najmniej spodziewanym momencie, moje dziewczyny też będą się wykłócać o jakieś przedmioty, ale póki mogę, odwlekam to w czasie. Chcę, żeby zakupy kojarzyły się z czymś naturalnym i pozytywnym. I póki co, dajemy radę. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Pozytywne odczucia związane z zakupami, nie mają nic wspólnego ze spełnianiem każdej zachcianki.
Trzy zasady.
Aktualnie w naszym codziennym podejściu do zakupów z dziewczynkami obowiązują 3 zasady. Pisząc codziennym, mam na myśli zakupy w markecie spożywczym, ogólno-przemysłowym, także wielkopowierzchniowym. Zakupy odzieżowe lub zabawkowe również rządzą się tym zasadami, ale obowiązuje jedna dodatkowa. O niej na końcu wpisu.
Zasada nr 1. „Pozwól mi to zbadać!”
Chodząc po sklepach z moją, wówczas kilkumiesięczną i jeszcze nieświadomą pokus, pierworodną, podglądałam innych rodziców, którzy robili zakupy z maluchami. O ile całkiem naturalne wydało mi się, że maluchy często sięgały po produkty w ich zasięgu, o tyle kilka razy zaskoczyli mnie dorośli. Wystarczyło, że dziecko wskazało palcem produkt z pogranicza zabawki lub gadżetu (np. mus z podobizną tygryska, chusteczki z Krainą Lodu, etc.), a rodzic lub dziadek pytał dwulatka: „Chcesz to kupić?”. Ja w tym pytaniu słyszałam coś niepokojącego. Uzmysłowiłam sobie, że to niewinne zdanie, zbyt często powtarzane, utwierdza dziecko w przekonaniu, że „zobaczyć” znaczy kupić.
Kiedy moja Starsza podrosła i też zaczęła interesować się produktami w sklepie, przyjęłam taktykę, która do dziś sprawdza się także u moje Młodszej. Otóż pozwalam dzieciom zbadać interesujący je przedmiot. Mogą go ostrożnie wziąć z półki, obejrzeć, razem zachwycamy się obrazkiem albo kształtem. Często mówię coś w stylu: „Śliczny jest ten kotek na chusteczkach, prawda? Ja też zwróciłam na niego uwagę.” Moje dziewczyny są po prostu ciekawe. Ty pewnie też w sklepie bierzesz coś do ręki, żeby to obejrzeć. I wcale nie oznacza to zakupu. Potem mówię: „Z czym Wam się to kojarzy? Podobny jest do kotka u babci?”. I zaczynamy sobie rozmawiać. Po chwili proszę, żeby samodzielnie odłożyły przedmiot. W 90% przypadków to wystarcza. Co jeśli nie? Wtedy działa kolejna zasada.
Zasada nr 2. Tylko JEDNA rzecz.
Skoro nawet dorośli, mimo większej samokontroli, nie potrafią oprzeć się niektórym zakupom, irracjonalnym jest oczekiwać tego od dzieci. Mam jednak swój sposób na regulowanie tego, co sobie wybiorą.
Jeśli spośród rzeczy dostępnych w sklepie, dziewczynki uprą się na coś spoza mojej listy zakupów, zgadzam się na JEDNĄ rzecz. Uwaga! Jedną rzecz, nie JEDNĄ zabawkę. Oznacza to, że moje dziewczynki czasem wybierają pomiędzy bułką, a soczkiem. Czy to oznacza, że jeśli wybiorą bułkę, nie dam im pić? Nie. Ja zawsze mam wodę i mam coś do jedzenia. Jeśli wybiorą w sklepie sok, na spacerze w parku zjedzą moje marchewkowe muffinki.
Moje ulubione decyzje córek (te, które pamiętam).
W tych decyzjach nie chodzi o to, żeby dziewczyny wybierały „zdrową żywność” albo rozrywkę zamiast przekąsek. Chodzi o to, że spośród wielu dostępnych możliwości wybierają same, zastanawiając się nad tym. Jeśli wybiorą źle, innym razem wybiorą inaczej. Uczę je przyjmować konsekwencje tych wyborów.
Zasada nr 3. „Mamo, pozwól mi sobie pomóc!”
Chociaż wymieniam ją na trzecim miejscu, myślę, że ta zasada jest właściwie zasadą nadrzędną. Jeśli zabieram córki do sklepu, to pozwalam im aktywnie uczestniczyć w tej sytuacji. Pisałam o tym w poście, dlaczego dzieci tak chętnie bawią się kartonami, kablami i drewnianymi łyżkami. Córki chcą być częścią mojego świata. Pozwolić im robić wspólnie zakupy, to prawdziwe wyróżnienie! Moja Starsza coraz rzadziej pyta w sklepie: „Mamo, mogę to?”. Myślę, że dzieje się tak, dlatego, że wybieranie z półki zakupów z mojej listy i wkładanie ich do wózka, jest dla Niej frajdą samą w sobie.
Dokładnie cztery dni temu, również moja 2,5-latka przeszła swoją zakupową inicjację. W drogerii był niewielki ruch, podałam Jej koszyk na kółeczkach, który dzielnie ciągnęła za sobą. Sama wrzuciła do środka trzy wskazane przeze mnie artykuły higieniczne. Przy kasie dostała maleńką naklejkę. A Pani, w kolejce za nami, pochwaliła Ją za pomoc mamie. Była najszczęśliwszym dzieckiem w promieniu kilometra
Sklepy z zabawkami i sklepy odzieżowe.
Tak, jak pisałam we wstępie, w przypadku zakupów odzieżowych i zabawkowych, również obowiązuje 3 wspomniane zasady.
W przypadku tych zakupów, obowiązuje jednak DODATKOWA, bardzo ważna zasada. Takie zakupy są ZAPLANOWANE, nie jeździmy na nie co tydzień, ani nawet co miesiąc. Jeśli już jedziemy, razem z mężem liczymy się z tym, że dodatkowy przedmiot, mimo oczywistych negocjacji, nie musi, ale może okazać się nieco droższy niż paczka krakersów w kształcie tygryska