Przedmioty sentymentalne to temat, do którego zabierałam się dość długo. Popełniłam nawet kilka wcześniejszych wersji dzisiejszego wpisu. Jednak za każdym razem coś bardzo mi w nich przeszkadzało. Ilekroć siliłam się na stworzenie pionierskiej metody na to jak usunąć z życia niechciane przedmioty sentymentalne, czułam zgrzyt.
Wszystkie nasze sentymenty to bardzo osobiste kwestie i nie da się nakazać komuś pozbycia się tego czy owego. Nawet „sprawdzone” sposoby popularnych guru Internetów z zakresu decluttering-u, wydały mi się naciągane i … nieuczciwe.
Moja wewnętrzna niezgodna na wypuszczenie podobnej, oklepanej treści przywiodła mnie do tego, że w odpuszczaniu sobie przechowywania rzeczy o wartości sentymentalnej, nie tyle ważne jest JAK to zrobisz, ale PO CO chcesz to zrobić. Kiedy uzmysłowisz sobie cel, bez problemu usuniesz to, co zbędne ze swojej przestrzeni życiowej. I to Ty sam zdecydujesz, co zachować.
Pozwólmy sobie dorosnąć
Większość z nas ze wzruszeniem i nostalgią wspomina dzieciństwo, szkołę albo czasy studenckie. W tych wspomnieniach najbardziej pociąga nas chyba sam brak doświadczeń, które dopiero później życie postawiło na naszej drodze. Byliśmy jeszcze nieskażeni tym, co nastąpiło potem. Wtedy nie mieliśmy jeszcze za sobą rozczarowań miłosnych, porażek zawodowych, trudności rodzicielstwa, bólu, może niedołężności, które wzmagają się z czasem i obciążają nasze dojrzalsze Ja. Zabrzmiało poważnie, ale wspomnienia to jednak często dość bolesny temat, nie? Gdyby było inaczej, pozbywanie się sentymentalnych rupieci byłoby łatwiejsze.
Przygotowując się do tego artykułu (po raz kolejny), postanowiłam skonfrontować się ze swoimi pamiątkami, żeby ponownie doświadczyć rozterki jaką wywołuje we mnie konieczność pozbycia się czegoś z ładunkiem emocjonalnym. Tak, jak wiele razy dotychczas, po raz kolejny udało mi się uszczuplić moją kolekcję “sentymentalności”. Myślę, że pozbyłam się około ¼ mojej i tak już skromnej kolekcji. Pewne rzeczy wyrzucało się łatwo, inne trudniej. Zastanawiałam się skąd ta różnica. I wymyśliłam.
Otóż dorosłam – dojrzałam o kolejne dwa lata (tyle minęło od poprzedniej redukcji). Zaakceptowałam w sobie zmianę. Poczułam, że osoba, która była tak przywiązana do przypinki z pielgrzymki do Częstochowy, nie wypełnia mnie już tak bardzo i raczej usunęła się w kąt. Jest tam i pamiętamy o sobie, ale teraz co innego wypełnia mi życie.
Dlaczego nie wyrzuciłam tej apaszki dwa lata temu? Pewnie jeszcze wciąż bałam się utracić ten młodzieńczy entuzjazm i wspomnienia przyjaźni zawartych przez dwa tygodnie pieszej wędrówki. Patrząc na apaszkę, uzmysłowiłam sobie, że reprezentuje ludzi i poczułam, że wokół mnie jest ich jeszcze tylu do poznania. Nie powinnam zaklinać ich w przedmiot, ani tym bardziej skupiać się na tych, którzy byli, a raczej zrobić miejsce na nowe.
Wymarzone Ja
Jakiś czas temu napisałam artykuł o pozbywaniu się przedmiotów z domu rodziców – TUTAJ – i tak, były wśród tych rzeczy również przedmioty sentymentalne. Dla każdego, co innego stanowi sentyment, dla mnie były to m.in. stare notatki ze studiów. Przez długi czas nie zdawałam sobie z tego sprawy. Wręcz upierałam się, że są mi wciąż potrzebne. Kiedy do nich usiadłam, zdałam sobie jednak sprawę, że reprezentują moje dawne Wyobrażone Idealne Ja.
Każdy z nas ma takie wyobrażenie. Widzimy się odpowiednio szczupli, wyżsi, ubrani, wykształceni, obyci… Żeby wpasować się w ramę tego wyobrażenia, kupujemy często ubrania, które wcale dobrze na nas nie leżą, robimy sobie fryzury, które przed samym wyjściem jednak rozczesujemy, albo idziemy na koncert, pokaz, wystawę, które ostatecznie strasznie nas nudzą…
Moje notatki to było wyobrażenie o dziewczynie, która po studiach z marszu zacznie pisać powieści w języku francuskim (o! naiwności!), którymi zachwyci się cały frankofoński świat. Do tego, jak z rękawa będzie sypała cytatami z Baudelaire’a i Prousta. Warto nadmienić, że ten drugi popełnił niezwykle opasłe tomiska pod wymownym tytułem „W poszukiwaniu straconego czasu”. Czujecie ironię?
Zachowałam notatki i opracowania, bo przecież jeszcze kiedyś przez to przebrnę i wbiję się w nierealną, ale idealną!, ramę wyobrażenia o tamtej dziewczynie! Po przejrzeniu kilku kartek, wzięłam cały stos i … podarowałam córkom do rysowania
„Bo nie da się nadrobić czasu, który minął, ale da się wykorzystać czas, który pozostał!” – tako rzecze ja, Anna de Balzac Minimalna.
Przedmioty sentymentalne to nie ludzie
Teraz na tapet wezmę chyba najtrudniejszy rodzaj sentymentów. Zdaję sobie sprawę, że możesz mieć za sobą trudne doświadczenia utraty bliskich i wiele z przedmiotów, które z uczuciem przechowujesz w domu stanowi ważną część Ciebie. Nie namawiam Cię do wyrzucania rzeczy, które wiążą się z najukochańszymi dla Ciebie ludźmi, jeśli czujesz, że są dla Ciebie ważne. Niemniej, podzielę się z Tobą moimi niedawnymi emocjami i refleksją.
W szafce na szpargały mojej mamy znalazłam ostatnio kilka starych portfeli. Wśród nich bardzo stary portfel po moim dziadku i nieco młodszy portfel, niegdyś mojego męża, który ten oddał mojemu tacie niedługo przed jego śmiercią. Oba te przedmioty przez chwilę przekładałam w dłoniach. (Czuję, że się wzruszam na samo wspomnienie.) Mój mąż również zatrzymał się przy portfelu, którego teść nie zdążył zużyć. I chociaż to niezwykłe doświadczenie, tak na momencik wyobrazić sobie, że tamci ludzie znowu trzymają te przedmioty w dłoni, w kieszeni, że są z nami…
Zwykłe przedmioty ożywają dzięki naszym wspomnieniom. Ale tylko wtedy, gdy spotkanie jest nagłe i nieoczywiste. Dla kontrastu, wypełniony rupieciami i złomem garaż po Tacie nie miał mocy wzruszania… Przeciwnie, niósł ze sobą frustrację, nawet gniew wobec ilości pracy, która przede mną.
Pomyślałam, że nie potrzebuję wszystkich rzeczy, które wiążą się z przeszłością. Czasem wystarczy jedna, mała. Czasem zdjęcie również ma moc przenoszenia nas w czasie i przestrzeni. Gdy patrzę na zdjęcia pieca w starej kuchni i przymknę oczy, pamiętam uczucie chłodu kafelków. Pamiętam nierówne, zaoblone stare deski podłogi. Jeśli posiedzę tak dłużej, czuję chropowatą tapicerkę starych foteli w pokoju obok. Słyszę głos babci zza ściany. Widzę dziadka opartego o piec centralny w tzw. sieni. W mojej głowie jest więcej niż w przedmiotach. Co ważniejsze, ode mnie zależy czy chcę wybrać się w te podróż i w jakie zakątki przeszłości chcę zajrzeć. Nie zmusza mnie do tego każdy przedmiot w moim otoczeniu. To ja decyduje.
Więzienie cudzych emocji
Na koniec, coś co bezpośrednio wiąże się z poprzednim akapitem, ale zasługuje na osobną uwagę. Mam na myśli przedmioty, które należały do innych, ale dla nas nie stanowią wartości emocjonalnej oraz nietrafione prezenty od bliskim. Myślę, że w obu przypadkach, trudno jest się pozbyć tych przedmiotów głównie ze względu na poczucie winy wobec drugiej strony. Wyobrażamy sobie lub przypominamy, przywiązanie ich poprzedniego właściciela. Z góry zakładamy szczególne emocje, które towarzyszyły cioci Krysi, gdy kupowała nam sokowirówkę w prezencie ślubnym. Tiaaa… Serio? Myślę, że w wielu sytuacjach, to my sami nadajemy przedmiotom wymiar emocjonalny, którego w rzeczywistości nie mają.
Jeśli trudno Ci wyobrazić sobie, że sprzedajesz bożonarodzeniowy prezent od mamy na allegro, spójrz na sprawę z drugiej strony. Czy naprawdę zależało by Ci, żeby kuzynka zatrzymała dla swojego dziecka kołyskę, którą Jej podarowałaś, mimo, że się nie sprawdza? Czy chciałabyś, żeby Tata nosił sweterek od siostry, chociaż wiesz, że nie cierpi tego koloru? To było łatwe. Twoja odpowiedź jest raczej oczywista.
A jeśli zapytam o rodzinną pamiątkę? Np. gigantyczny zegar ścienny z kukułką, który przypadł Ci w schedzie po Dziadku, ale zajmuje pół Twojego mieszkania? Czy jest piękny? Tak. Czy jest wyjątkowy? Oczywiście! Ale czy musisz z nim żyć…? To w końcu Twój dom, Twoja przestrzeń, w końcu Twoje życie, a nie świętej pamięci Dziadka. Ja w takich sytuacjach rozpytuje po reszcie rodziny, przyjaciołach albo staram się, żeby cudo trafił w dobre ręce, tam, gdzie ktoś należycie się o nie zatroszczy
A zatem, PO CO to robisz?
Przedmioty sentymentalne mogą zajmować dużą przestrzeń fizyczną, to fakt. Jednak nie to jest kluczowe w ich pozbywaniu się. Ważniejsze wydaje się pozbycie nadprogramowego emocjonalnego obciążenia jakie się z nimi wiąże. Przestrzeń w szafie to przy tym bonus. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak trudno jest funkcjonować wśród zbyt wielu przedmiotów, które niosą ze sobą jakieś emocje. Mnie samą, portfel Taty wytrącił z rytmu na kilka godzin – a to był tylko jeden nieduży przedmiot. Mogę sobie wyobrazić także inne, wtórne emocje, które towarzyszą posiadaniu niektórych przedmiotów – np. frustrację i złość wobec osoby, za sprawą której dana rzecz w ogóle trafiła do Twojego domu. Możesz także odczuwać złość i poczucie winy wobec siebie samej. Możesz winić się za brak asertywności lub działania wobec niechcianego przedmiotu ilekroć przekładasz go z kąta w kąt. Czy jest Ci to potrzebne? Czy tak powinny działać pamiątki?
Ja, to co dobre zachowuję w pamięci, w albumie, w starych pamiętnikach i … w kuferku wspomnień, który przeglądam co jakiś czas. To wystarczy, żeby naładować się dobrymi wspomnieniami. Jeśli coś wywołuje we mnie obojętne lub negatywne emocje, nie chcę tego. Pozbywam się. Chcę mieć przestrzeń na nowe, lepsze. Chcę, żeby życie było tu i teraz, z perspektywą na przyszłość. Rozpamiętywanie, szczególnie bolesne chcę mieć za sobą. To bardzo uwalniające uczucie